wtorek, 17 kwietnia 2012

Lenistwo w Nha Thrang

Witamy po dłuższej przerwie, wynikającej tym razem jedynie ze zmiany planów a nie niechęci autora do prowadzenia dziennika. Wczoraj wyjechaliśmy z Phnom Penh o 8 rano. Obsługa hotelu zapewniła nam dowóz do miejsca z którego ruszał autobus firmy Capital. Cztery godziny zajęło dotarcie do granicy z Wietnamem. Tu ciekawostka – na najważniejszej Kambodżańskiej drodze, wiodącej w kierunku Sajgonu,
 nie ma mostu na Mekongu i konieczna jest przeprawa promowa. Wydłuża to znacznie czas podróży, choć z drugiej strony bardzo ją urozmaica. Dzięki oczekiwaniu na prom mieliśmy szanse zaobserwować panie-Khmerki oferujące jako przysmak różnego rodzaju robactwo. Nie mamy pewności co do gatunku, ale z pewnością miało to to pancerzyki i sporo odnóży. Jakoś się nie skusiliśmy.
Przekroczenie granicy zajęło godzinę. Poza wszystkimi zwykłymi procedurami spotkaliśmy się po kambodżańskiej stronie z czymś dla nas nowym. Otóż każdy wyjeżdzający z tego kraju jest zobowiązany poddać się skanowaniu odcisków wszystkich palców. Wydłuża to całą akcję, gdyż w tym upale skaner po niemal każdej osobie jest tak mokry od potu, że przestaje działać i trzeba wysuszać go specjalnymi plastrami. Dotarliśmy do Sajgonu o godzinie 15 czyli po 7 (a nie po 6 jak obiecywano) godzinach. Na szczęście autobus dojeżdża do samej Pham Ngu Lao, tak więc nie ma konieczności szukania transportu do centrum.
Już wcześniej postanowiliśmy nie zostawać tu więcej niż to konieczne, gdyż pomimo pewnego uroku, miasto jest dla nas zbyt europejskie. Kupujemy w Sihn Tourist bilet na autobus sypialny (to jest dopiero genialny wynalazek) do znajdującego się kilkaset kilometrów na północ nadmorskiego miasta Nha Thrang (koszt to 10$ od osoby). Mamy kilka godzin do odjazdu. Koło południa do Sajgonu przylecieli Jędrzej z Asią (dla niewtajemniczonych brat Emi), którzy właśnie rozpoczynają swoje wakacje. Zjedliśmy razem obiad, pospacerowaliśmy i podzieliliśmy się wrażeniami. Mamy nadzieje, że spotkamy się jeszcze w Hoi An.
O godzinie 20 wyruszamy w kierunku Nha Thrang. Droga mija strasznie szybko. Pozycja leżąca sprawia, że szybko usypiamy. O 6 rano jesteśmy już na miejscu. Od razu po wyjściu z autobusu, naganiacze namawiają nas na hotel Nice Swan za 20$. Podoba nam się i zostajemy. Krótka drzemka, śniadanie i plaża. Mamy dziś w planie nie mieć planów. W końcu wypoczywamy. Po południu długi spacer po mieście i wieczorne siedzenie na plaży, na której nagle pojawiają się tubylcy, których nie ma dopóki świeci słońce.  Tak jak w krajach arabskich miejscowe kobiety kąpią się w koszulkach i spodniach. Jutro jeszcze nieco się poobijamy a o godzinie 19 znów wsiądziemy w sypialny autobus by udać się do Hoi An. Tam spędzimy kolejne 5 nocy. Prawdopodobnie jest zatem, że w związku z kolejnym etapem podróży następny wpis dopiero za dwa dni.
PS od Emi
- Miłe siedzenie na ławeczce w Sajgonie zamieniło się ciężką przeprawę z wietnamskimi studentami, którzy krążą tu w poszukiwaniu anglojęzycznych rozmówców. Otoczył nas tłum poszukujący darmowych lekcji języka. Trudno się było uwolnić.
- Próbowaliśmy dziś po raz pierwszy pięknie wyglądającego owocu, który miejscowi nazywają dragonem. Był smaczny.

- Wilgotość powietrza jest tu niesamowita. Wystarczy wyjść na dwór a niemal natychmiast jest się mokrym. Jak dotychczas w żadnym innym miejscu nie było to aż tak odczuwalne.
W khmerskiej kramie
Dragon


Autobus sypialny



1 komentarz:

  1. 57 year old Web Developer II Abdul Cater, hailing from MacGregor enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Coffee roasting. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a Rally Wagon 3500. wyjasnienie

    OdpowiedzUsuń