sobota, 14 kwietnia 2012

Mekong i Kambodża


Witamy ze stolicy Kambodży, która właśnie świętuje 3-dniowy Nowy Rok. Plus – mało turystów i ponoć znacznie mniejszy ruch uliczny, minus – co najmniej połowa sklepów, barów i hoteli zamknięta. Ale od początku. Wczoraj relacja się nie odbyła ze względu na brak dostępu do porządnego internetu (a może przyczyną była po trosze niechęć piszącego te słowa do wysiłku umysłowego, który niemal codziennie od
 tygodnia podejmuje, by zaspokoić nieco spragnionych wiadomości czytelników?) Nadrabiamy zatem zaległości.
Znów o świcie (kiedy się w końcu wyśpimy?) wsiedliśmy w autobus najbardziej renomowanej agencji turystycznej o nazwie Sinh Tourist. Słowo wyjaśnienia – korzystamy z agencji turystycznych (co w innych krajach rzadko nam się zdarza) gdyż Wietnam należy do tych nielicznych wyjątków, gdzie podróżowanie totalnie na własną rękę jest nie tylko bardziej czasochłonne ale i droższe. Ogromna konkurencja wśród organizatorów jedno lub kilkudniowych wycieczek sprawia, że ceny są bardzo przystępne. Za dwudniowy spływ Mekongiem, z różnymi atrakcjami, noclegiem, wyżywieniem i odstawieniem do Phnom Penh zapłaciliśmy 45$ od osoby. Nie ma szans by zrobić to samemu taniej w podobnym czasie.
Wracając zatem do relacji, autobus zawiózł nas do Cai Be – miasteczka leżącego w delcie Mekongu. Tu przesiedliśmy się na łódź i obejrzeliśmy pływający targ, wytwórnie miodu, wina, cukierków kokosowych (i wiele innych). Wszędzie zasada jest ta sama. Obejrzyj – spróbuj – kup. Oczywiście nie zmuszają ale jak tu odmówić skoro wszystko kosztuje grosze i jeszcze jest takie dobre. Zjedliśmy pyszny obiad, składający się z rzecznej ryby, sajgonek, zupy i nieokreślonych bliżej warzyw. Następnie złapał nas deszczyk. Taki nieco większy – wietnamski. Deszczyk ten przeszedłby może niezauważony gdyby nie fakt, że akurat byliśmy na środku Mekongu a do bliższego brzegu mieliśmy jakiś kilometr. Wiało, lało i grzmiało przeraźliwie. Łódeczka nieco się kołysała a co niektórzy mniej odporni psychicznie pasażerowie nie wyglądali ciekawie.  Koniec końców dopłynęliśmy do miasta Vingh Long, gdzie znów wsiedliśmy do autobusu, by udać się w kierunku kambodżańskiej granicy. Nocleg spędziliśmy w Chau Doc, w jak dotychczas najsłabszym hotelu (choć było wszystko czego nam potrzeba plus nadprogramowi lokatorzy w pokoju, którzy jednak byli bardzo sympatyczni i mało kłopotliwi). Wieczorem, już we dwójkę, zrobiliśmy jeszcze szybki obchód miasteczka połączony z konsumpcją lokalnego złotego napoju. Nie da się ukryć, że swoją obecnością wywołaliśmy spore poruszenie zarówno na ulicach jak i w zupełnie nie dostosowanej do wymagań większości turystów knajpie.
Rano pobudka o 6 (nawet do pracy tak wcześniej nie wstaje a tu już od tygodnia). Szybkie śniadanie a zaraz po nim bardzo krótki przejazd do przystani w Chau Doc. Wsiedliśmy na łódeczki napędzane siłą pań-wietnamek. Nasza akurat (przynajmniej tak utrzymywała) była w piątym miesiącu ciąży więc jej siły były dość ograniczone przez co wszędzie dopływaliśmy na końcu. Odwiedziliśmy kolejne pływające wioski, gdzie życie toczy się jakby niezależnie od reszty świata. Na środku rzeki, dziesiątki domków skleconych z drewna i blachy falistej a w nich ludzie, psy, kury, kaczki i hodowle ryb. Domy pływają bo poziom wody w rzece ciągle się zmienia co uniemożliwia przytwierdzenie ich do dna na stałe. Potem odwiedziliśmy mniejszość etniczną Czamów, ludu wyznania islamskiego. Kilkoro z nas, tych udających się do Kambodży, weszło następnie na szybką łódź motorową na której przez 3 godziny podróżowaliśmy odnogami Mekongu w kierunku granicy. Przez całą drogę z brzegu pozdrawiali nas tubylcy, których uwagę nie wiedzieć czemu przyciągaliśmy bardzo. Granica to po prostu kolejny pływający budynek – choć większy od innych. Formalności trwały godzinę, w ciągu której połknęliśmy smażonego kurczaka z ryżem zapijając pożywnym piwem.
Do Phnom Penh dotarliśmy około godziny 15 autobusem, który organizator przysłał po nas na granicę. Te kilka godzin jazdy ukazały nam Kambodżę jakiej się spodziewaliśmy. Piękną, biedną i fascynującą. Roślinność jaką można tu zobaczyć po prostu poraża różnorodnością. W PP zostaliśmy w Hotelu należącym do Sinh Tourist, który zaoferował naprawdę ładny pokój za 15$. Co prawda ze 3 km od centrum ale nie chciało nam się szukać a dojazd tuk-tukiem (motorkiem z przyczepką) do centrum to koszt ledwie 2-3 $. Miasto robi dziwne wrażenie. Poza ścisłym centrum, które jest piękne i może konkurować z wieloma bardziej znanymi stolicami, ma też drugie oblicze. Już kilometr poza turystycznymi szlakami na ulicach zalega mnóstwo śmieci. Wygląda to tak, jakby służby oczyszczania miasta działały tylko na określonym terenie. Mamy wrażenie że ludzie są tu bardzo sympatyczni, otwarci i mniej przyzwyczajeni do bladych twarzy. Wszędzie spotykamy się z życzliwością. Podsumowując, jesteśmy zachwyceni Mekongiem. Podoba nam sie tu bardziej niż na Halong
PS od Emi
- Próbowaliśmy wina z węża (jako jedyni z całej grupy)
- Bawiliśmy się wężem (jako jedyni z całej grupy)
- W buddyjskich światyniach ludzie ofiarowują bogom dary: owoce, pieniądze, mięso czy coca-colę (widzieliśmy ćwiartowanie pieczonego w całości prosiaka pod samym ołtarzem (?) )
- Dziś w końcu widzieliśmy "pomarańczowych mnichów", których próżno szukać w Wietnamie



Wino wężowe (z prawej) i ryżowe (z lewej)
Nasi mali wspólokatorzy, piękne gekonki






W wiosce u muzułmanów


A może tu zostać?


W tej rzece kąpią się wszyscy

Chyba wyglądamy dziwnie, wszyscy na nas patrzą

I w końcu Kambodża





4 komentarze:

  1. omg omg OMGGGGGGG. co to znaczy "bawiliśmy się z wężem ? " :p:p nie no pogięło :p a to niby ja jestem nienormalna :p. jeszcze raz OMG wino z węża?? nie no chyba za krótko żyję na tym świecie...

    OdpowiedzUsuń
  2. 55 year-old Tax Accountant Douglas Caraher, hailing from Earlton enjoys watching movies like "Low Down Dirty Shame, A" and Beekeeping. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Aston Martin DB3S. mozesz dowiedziec sie wiecej

    OdpowiedzUsuń
  3. 40 yr old Mechanical Systems Engineer Annadiane Ashburne, hailing from Langley enjoys watching movies like Class Act and Genealogy. Took a trip to Al Qal'a of Beni Hammad and drives a Ferrari 500 TRC. mozna sprobowac tego

    OdpowiedzUsuń
  4. 26 year old Accountant I Doretta Newhouse, hailing from Gravenhurst enjoys watching movies like Parasite and Motor sports. Took a trip to Works of Antoni Gaudí and drives a Ferrari 340 MM Competition Spyder. adres

    OdpowiedzUsuń