sobota, 21 kwietnia 2012

My Son

Wczorajsze wino nie pomogło. Spać się nie chciało a godzina 4.20 nadeszła jakoś za szybko. Trudno, wyśpimy się w Polsce. O 4.50 pod nasz totalnie zaciemniony hotel ze śpiącym na fotelach, przykrytym moskitierą recepcjonistą, podjechał autobus. Z różnych hoteli zebrali może ze 20 osób i zawieźli na szybkie śniadanie, jak zwykle składające się z jajek sadzonych, buły i kawy. Potem, jeszcze przed świtem ruszyliśmy w kierunku My Son – kompleksu budynków zbudowanych w ciągu kilkunastu stuleci począwszy od IV wieku.  
Po drodze na moście nad rzeką Thu Bon mieliśmy okazję obejrzeć wschód słońca. Do My Son dotarliśmy o 6 i byliśmy pierwszymi zwiedzającymi tego dnia. Dodać tu należy, że zbudowane przez mniejszość etniczną Czamów świątynie ukryte są w głębi dżungli a na ich ślad natrafili Francuzi dopiero pod koniec XIX wieku. Bywa tu strasznie gorąco, więc warto wstać wcześniej, również po to by uniknąć tlumów turystów pojawiających się tu w godzinach poźniejszych.
Podczas wojny wietnamskiej (czy jak mówią Wietnamczycy – amerykańskiej) swoją kwaterę mieli tu partyzanci Wietcongu, którzy najwyższy z budynków wykorzystywali jako maszt radiostacji. Do obecnego stanu budowli nieco przyczynili się nasi dzielni bracia zza Atlantyku, których B-52 dokonały nalotu dywanowego w 1969 roku. Na szczęście na tym jednym nalocie się skończyło, gdyż społeczność międzynarodowa dość stanowczo wystąpiła w obronie tego historycznego miejsca. W latach osiemdziesiątych XX wieku, wielki wkład w rekonstrukcję obiektów miał polski zespół pod kierownictwem Kazimierza Kwiatkowskiego, który walnie przyczynił się także do zachowania oryginalnego wyglądu miasta Hoi An. Dziś, w dużej mierze dzięki polskiemu wkładowi, zarówno Hoi An jak i My Son znajdują się na liście UNESCO. Wietnamczycy potrafili to docenić i w 2007 roku powstał w Hoi An pomnik Kazimierza Kwiatkowskiego.
Po zwiedzeniu kompleksu z busa przesiedliśmy się na łódź by resztę drogi do Hoi An pokonać w ten sposób. Ładne widoki nieco popsuła pogoda. Zachmurzyło się dość mocno i zrobiło się wietrznie. Po powrocie odespaliśmy nieco zaległości a popołudnie spędziliśmy na obżeraniu się ponad miarę (nie możemy się opanować) i poszukiwaniu pamiątek. Jutro, o ile pogoda pozwoli, planujemy znów zwiedzać okolicę na rowerach.
PS od Emi
- Sukienka się szyje. Jutro do odbioru :)
- Popadłam w kompleksy. Nie wchodzę w tutejszy rozmiar XL
- Po z górą dwóch tygodniach nadal nie rozumiemy angielskiego w wykonaniu Wietnamczyków. Akcent z jakim mówią i łatwość z jaką połykają większość końcówek sprawia, że wielu rzeczy musimy się domyślać. I choć generalnie wszyscy nas rozumieją, to każda rozmowa z miejscowymi kosztuje nas sporo wysiłku.
















2 komentarze:

  1. Sukienka - jaka, proszę zdjęcie i ile dałaś za nią? Taka moja ciekawość zawodowa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. 57 year-old Accounting Assistant I Janaye Josey, hailing from Gaspe enjoys watching movies like Investigating Sex (a.k.a. Intimate Affairs) and Skateboarding. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Delahaye Type 175S Roadster. Informacje dodatkowe

    OdpowiedzUsuń