sobota, 28 kwietnia 2012

Zakończenie

Wróciliśmy. Nie bez żalu. Niełatwo jest zostawiać Wietnam, choć podczas podróży spotkaliśmy i takich, którzy twierdzili wręcz, że go nienawidzą i nigdy nie wrócą.  My w każdym razie jesteśmy zachwyceni. Często w opowiadaniach i na blogach turyści opisują niemiłe sytuacje i żalą się na wyrachowanie miejscowych oraz chęć zysku przesłaniającą zdrowy rozsądek. Poza jednym rykszarzem, który skierował
nas celowo w złą stronę w Hue, nic niemiłego nam się nie przytrafiło. Faktem jest, że Wietnamczycy robią wszystko by jak najwięcej zarobić na turystach. Na widok białych twarzy ceny natychmiast rosną dwukrotnie. Nas, nawykłych do arabskich zwyczajów to nie razi. Po prostu trzeba się targować zawsze i wszędzie a ceny czasem potrafią spaść i o 90%.
Gdzieś natrafiłem na zarzut o brudzie i bałaganie jaki panuje w Indochinach. Wydaje nam się, że jest to twierdzenie znacznie przesadzone. I choć ulice Phnom Penh faktycznie nie wyglądały pod tym względem najlepiej, to wietnamskie miasta, na tle marokańskich czy gruzińskich prezentowały się bardzo przyzwoicie.
Podczas rejsu po Halong poznaliśmy młodego, samotnie podróżującego Rumuna, który po zobaczeniu wszystkich państw południowo-wschodniej Azji twierdził, że słusznie zaczynamy przygodę z tą częścią świata od Wietnamu, bo jest to zdecydowanie najgorszy i najmniej przyjazny kraj. W jego opinii z każdym następnym krajem będzie lepiej. Jeśli ma racje to zakochaliśmy się już w tym najgorszym.
W ciągu trzech tygodni zobaczyliśmy sporą część Wietnamu i kawałek Kambodży z jej stolicą (wrócimy tu kiedyś by zobaczyć Angkor Wat, Battambank, jezioro Tonle Sap i nadmorskie Sihanoukville). Ominęliśmy górskie kurorty Sapę i Dalat, trochę z braku czasu a trochę z pokory i szacunku jaki oboje żywimy do gór. Na górskie wędrówki nie byliśmy przygotowani kondycyjnie ani sprzętowo a ryzyko jakiegoś negatywnego zdarzenia (o które w górach bądź co bądź łatwiej) kazało wybierać bardziej utarte szlaki.
Zachwyciliśmy się chyba najbardziej deltą Mekongu, jej przyrodą i stylem życia zamieszkujących ją ludzi. Bardzo podobała nam się zatoka Halong i miasteczko Hoi An z pięknymi małymi domkami, ciasną zabudową i genialnymi plażami. Do zdecydowanych „must see” zaliczamy również okolicę Mai Chau, kompleks świątynny w My Son i Zakazane Miasto w Hue. Najmniej podobał nam się nowoczesny i pełen szklanych wieżowców Sajgon, który od większości bogatych miast europejskich odróżniają głównie miliony motorków. Większego wrażenia nie zrobiło również Nha Thrang, będące raczej komercyjnym kurortem z plażami niedorównującymi tym w Hoi An.
Będziemy tęsknić za kuchnią, która przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Mimo jedzenia w bardzo różnych miejscach, od ulicznych garkuchni po bardziej turystyczne restauracje z angielskim menu, nigdy nie przytrafiły nam się problemy żołądkowe. Nabyliśmy spory zapas pięknych pałeczek tak więc zamierzamy podtrzymywać zwyczaj jedzenia nimi. Wydaje nam się dziś, że sztućce znacznie zwiększają tempo konsumpcji przez co ograniczają możliwość delektowania się każdym kęsem.

Nie widzieliśmy żadnej psiej restauracji a w zwykłych jadłodajniach psy nie goszczą (chyba że żywe :) ) Mamy ponadto wrażenie, że rzadko który mieszkaniec Wietnamu jest miłośnikiem psiego mięsa. Niewątpliwie fakt, że uważamy ich za dogożerców bardzo ich bawi i na każdym kroku próbują straszyć turystów obiadem z Burka. Ktoś z miejscowych przekonywał poznanych przez nas Wrocławian (http://www.mlecznepodroze.pl/) że buddyści (a jest ich zdecydowana większość) nie tykają psów a jedzą je jedynie nieliczni katolicy.

Jeśli chodzi o koszty wyprawy to po wstępnych kalkulacjach przedstawiają się one następująco (liczone na jedną osobę):
Lot POZ-WAW-CDG-HAN-FRA-POZ – 1413 zł
Lot HAN-SGN – 240 zł
Hotele – 530 zł
Wizy – 225 zł
Wycieczki zorganizowane - 440 zł
Przejazdy lokalne – 170 zł
Taksówki – 73 zł
Rowery, leżaki na plaży itp. – 25 zł
Wstępy – 44 zł
RAZEM: 3159 zł + koszty jedzenia, picia i pamiątek, których do kosztów wakacji nie zaliczamy bo przecież w Poznaniu też jeść trzeba.
Po raz kolejny zatem wychodzi na to, że bez pośrednictwa biura podróży, koszty wyjazdu można obniżyć o co najmniej 50%. Ceny dwutygodniowych wycieczek objazdowych po Wietnamie, po doliczeniu obowiązkowych kosztów wiz, przelotów krajowych i wstępów kształtują się obecnie na poziomie 7-10 tys. złotych (my byliśmy 3 tyg. i jeszcze zaliczyliśmy Kambodżę)
Podziękowania
Wszystkim którzy śledzili nasze nieudolnie i na gorąco spisywane relacje dziękujemy za cierpliwość i wyrozumiałość. Zdajemy sobie sprawę z raczej niskiego poziomu tekstów za co po trzykroć bijemy się w piersi. Na swoje usprawiedliwienie dodać możemy jedynie całkowity brak blogerskiego doświadczenia i wieczny deficyt czasu. Ubieranie w słowa tego, co przeżywaliśmy tak by oddać choć odrobinę rzeczywistości, zabierało cenne minuty przez co bardziej szczegółowe i pisane ładniejszym językiem opowiadania stały się niemożliwe. Dni były zdecydowanie za krótkie co niestety miało przełożenie na wartość merytoryczną relacji.





4 komentarze:

  1. Jak to nie będzie już bloga?? Zacznijcie pisać o czymś innym bo nie wiem jak się teraz odnajdę. Nie dziwię się, że Wam się podobało. Rumun się tak rzuca jakby co najmniej z San Francisco przyjechał, wtf? Coś mi się wydaje, że niedługo podrasujemy Wasze (bez obrazy) ubogie pożal się Boże profile na fejsbuczku :P ^^ (żarcik ofc). Analizując kosztorys stwierdzam, że wycykaliście Triade, good job.

    Wasza fanka Jolanta

    OdpowiedzUsuń
  2. btw kiedy znów ujrzę Wasze rumiane liczka?? trzeba uczcić powrót!

    OdpowiedzUsuń
  3. W kapeluszu - non, Marcinie bardzo Ci do twarzy:)
    Relacja przeczytana i z wieloma spostrzeżeniami się zgadzamy:)
    Miło było spotkać i pogadać.
    Pozdrawiamy
    mlecznepodroze

    OdpowiedzUsuń