Jesteśmy Hoi An. Miasteczku wpisanym na listę dziedzictwa światowego UNESCO. Przejechaliśmy tu nieco wypocząć ale oczywiście pewnie okaże się to niemożliwe, ze względu na niewyobrażalne piękno zarówno samego miasteczka jak i jego okolic. Wczorajszy dzień minął nam dość szybko. Po śniadaniu, jeszcze w Nha Thrang, wybraliśmy się na spacer z zamiarem dotarcia do kompleksu wież-świątyń zbudowanych przez lud Czamów w VIII wieku. Niestety mapki znajdujące się w przewodnikach Lonely Planet wołają o pomstę do nieba. Tu nic nie jest tam gdzie być powinno. Coraz częściej dochodzimy do wniosku, że autorzy czerpią wiedzę jedynie z internetu i nigdy tu nie byli.
Na szczęście po 1,5 godzinie marszu w nieznośnym upale trafiliśmy na miejsce, które okazało się oddalone o najwyżej 3 km od naszego hotelu. Odnieśliśmy wrażenie że owo świątynne wzgórze jest najpiękniejszym miejscem miasta, co w znacznej części wynagrodziło nam trudy poszukiwań. Piękny widok na miasto, rzekę i morze zaspokoił nasze oczekiwania. Wróciliśmy taksówką i resztę dnia przeleżeliśmy na plaży regenerując się przed nocną podróżą do Hoi An. Nasz sypialny autobus przyjechał punktualnie i o godzinie 19 wyruszyliśmy w dalszą drogę na północ.
Do Hoi An dotarliśmy o 6 rano. Chcemy tu odpocząć a co za tym idzie postanowiliśmy nie oszczędzać na hotelu. Zależało nam na przestronnym pokoju z dużym balkonem i widokiem na coś sympatycznego. Rezerwowaliśmy zatem jeszcze z Polski pokój w hotelu Hai Au za 31$. Niestety hotel podpadł nam już na początku. Nie przysłali po nas transportu a obiecywali. W końcu skoro płacimy tak gigantyczne pieniądze to wymagamy :). Trudno, doszliśmy pieszo. Pokój był ładny ale balkon (albo raczej coś co go przypominało) miało metr kwadratowy powierzchni i widok na warsztaty. Tego było za wiele i się obraziliśmy. Wreszcie przydał się Lonely Planet i polecany przez niego Thien Nga Hotel. Za 30$ mamy wszystko czego potrzeba wraz z widokiem na palmy, bananowce i pola ryżowe.
Obeszliśmy całe miasteczko, które nie jest duże, ale robi ogromne wrażenie. Zobaczyliśmy dwie pagody, zabytkowy most japoński i całą, wyłączoną z ruchu starą część miasta. Wielu z tych, którzy tu byli zarzuca, że miejsce ma charakter zbyt turystyczny. Być może. Faktycznie wielu tu białych. Jednak niewątpliwie jest to najpiękniejsze miasto jakie dotychczas w Wietnamie widzieliśmy. Zdecydowanym plusem jest też sprzedawane wszędzie świeże piwo w cenie 4 tys. dongów czyli 60 groszy. Zapowiada się miłe 5 dni.
Siedzę i jest mi wesoło
Dziewczyna ze smokiem
Lampinony, lampiony i jeszcze wiecej lampionów. Tylko jak dowieźć to do Polski?
czego jeszcze nie próbowałam?
widok z naszego balkonu
PS od Emi
- Hoi An jest zagłębiem krawców. W ciągu doby uszyją za niewielkie pieniądze wszystko czego pragniesz. (sukienunie, sukienunie, sukienunie :) )
- Wynajęcie roweru na całą dobę kosztuję 1 dolara. Jutro zamierzamy objechać okolicę. O ile damy radę w tym upale.
wow świetne zdjęcia!! faktycznie miasto zasłużyło sobie na to UNESCO :p. Dobrze, że Wam się udało załatwić lepszy hotel skoro w tamtym tak Was potraktowali... Emi mam nadzieję, że kazałaś coś tam sobie wietnamskiego uszyć!! Czekam na relację z wycieczki rowerowej i czy daliście radę ;D.
OdpowiedzUsuńPs. Możemy już jechać po jamnika :)
My dzis jeszcze siedzimy w Sajgonie, ale wieczorem ruszamy w drogę! Miłego wypoczynku:) pozdrawiamy! A i J
OdpowiedzUsuń