Mai Chau

Dziś śniadanie było lepsze. Amerykańskie :). Zjedliśmy i o 8 rano wsadzili nas do autobusu, który po nas przyjechał.  Jeszcze jakieś pół godziny zbieraliśmy ludzi z innych hoteli by w końcu poprzez nieprawdopodobnie zatłoczone Hanoi wyjechać na autostradę w kierunku zachodnim.  Towarzystwo międzynarodowe – Niemcy, Australijczycy, Holendrzy i my. Przewodnik – 24 letni Philip urodzony pod
 Nowym Jorkiem i od 3 lat mieszkający w Hanoi. Z każdym kilometrem krajobraz zmieniał się z industrialnego na wiejski. Coraz bujniejsza roślinność, coraz wyższe góry często pionowo wyrastające niemal przy drodze.  Prawie cztery godziny zajęło przebrnięcie lekko rozklekotanym busem przez sporych rozmiarów góry i dotarcie do doliny której główną miejscowością jest Mai Chau.

Cała dolina pełna jest pól ryżowych, fantastycznej roślinności i stawianych na palach domów, które chronią przed powodziami a jeszcze niedawno także i przed tygrysami. Najpierw był lunch u miejscowych a potem ponad dwugodzinny objazd doliny na rowerach. Nawet jakoś przeżyliśmy, choć upał był spory a brak kondycji jeszcze większy. Cały teren zamieszkany głównie przez tajską mniejszość etniczną robi kolosalne wrażenie.  Dziewięćdziesiąt procent społeczności żyje tu z uprawy ryżu a pozostali głównie z tkactwa i turystyki. Tego co widzieliśmy nie da się oddać słowami więc zamieszczamy zdjęcia.

Wróciliśmy do Hanoi po 19 godzinie i nie pozostało nam nic innego jak dobrze zjeść i popić. Jutro jedziemy na zatokę Halong i nocować będziemy na łodzi, tak więc nastąpi dłuższa przerwa w relacji. Prawdopodobnie odezwiemy się po powrocie do Hanoi.